Trzeci!

(co do Detektywa 2, ale nie do końca)
Serial zbliża się do końca więc od siebie napiszę trochę szerzej, choć wypowiadałem się na temat poszczególnych odcinków ze dwa-trzy razy. Tak naprawdę to mam ambiwalentne odczucia co do tej serii. Nie uważam, żeby był sens w porównaniach z pierwszą, ale wszyscy tak robią i trudno tego uniknąć. Matthew McKonahej (nie umiem zapamiętać tego w pisowni i nie chce mi się za każdym razem sprawdzać) i Woody Harrelson są na pewno lepszymi i częściej nagradzanymi aktorami niż cała ekipa drugiej serii razem wzięta. Bardzo ich lubię, ale tak się składa, że mam również dużą słabość do ekipy tej serii, zwłaszcza Colina Farrella, właśnie w takich rolach. Rachel McAdams spoko, Taylor Kitsch za wiele w życiu nie zagrał, ale widziałem go chyba w dwóch filmach i facet ma coś w sobie, w spojrzeniu. Taki duży, ale cichy facet z dziwnym uśmiechem, który nie wiadomo czy zaraz wybuchnie czy chce Cię przytulić (tak apropos). No i Vince! Specjalista od takiego rodzaju komedii, których nie trawię, ale gdzieś zawsze czekałem aż coś takiego zagra. To nie jest typowy śmieszek jak koledzy po fachu. Tutaj nie jest też chodzącym terrorem, którego można się bać, ale uważam że świetnie pokazuję tę postać, mówi tyle ile potrzeba, ma powolne, jakby dostojne ruchy. Tak więc gdyby nie obsada to nie wiem czy chciałoby mi się oglądać ten serial.Jest jeszcze klimat, który ja dostrzegam. To coś innego niż pierwsza seria, tam była Luizjana, duszno, jakiś okultyzm, filozoficzne rozważania, rytualne morderstwa itd. Za to tutaj mamy scenerie, które bardziej przypadają mi do gustu. Okolice Los Angeles, wielkie industrialne tereny, autostrady, wille w lasach, motele, kluby. Mimo tego jest w tym jakiś syf i brud, ogólne poczucie beznadziei. Na to składają się te postacie, z których każda jest zwichrowana, ma własne problemy życiowe (które niestety u Colina są trywialne i najmniej interesujące). Za to po prostu uwielbiam jego sceny w barze i wszystkie rozmowy z postacią Vince'a.
Gorzej jest z całą historią. Doszło do takiego poziomu, że w zasadzie nic nie czaję i kompletnie się pogubiłem. Może nieuważnie oglądałem poprzednie odcinki, ale nagle zapomniałem kto jest kim, pojawiają się jakieś prostytutki na pięć minut, kilku policjantów, a po 5 odcinkach mówi się o nich z nazwiska czy imienia i zastanawiam się o kim mowa. Poza tym ta intryga jest dziwaczna. Do końca czwartego odcinka, który miał mocne zakończenie, trzymała mnie w napięciu. Potem nagle jakby zaczęli od początku. Jest mnóstwo tropów, które prowadzą donikąd.
Okazuje się, że to jest jakaś wielka konspiracja, która sięga dwadzieścia lat wstecz, skorumpowani policjanci, kradzież diamentów, rodzinna mafia rządząca miastem, chęć wkupienia się w wielką inwestycję, zdobycia majątku i władzy - a w tym jakaś dziewczyneczka, która niby się zemściła za śmierć rodziców. WTF. Potem okazuje się, że jeden bohater ma gejowskie epizody i szantażuje go znajomy, który pracuje w prywatnej firmie wojskowej i oni też są zamieszani w tą sprawę (jak, skąd, po co?). Nigdy nie jest powiedziane o jakie pieniądze chodzi w całej tej inwestycji kolejowej, ile można na tym zarobić). Gangster wyłożył swoje pieniądze, został wyrolowany przez tego co go zabili i dodatkowo przez ruska. Nie wiadomo tak naprawdę kto nadzoruje to śledztwo i po co je rozpoczął, skoro wszystkie wydziały są umoczone i siedzą w tym od początku, a burmistrz otwarcie mówi, że nic nie może zostać wyjaśnione.
Aż musiałem po ostatnim odcinku poczytać w necie i sobie przypomnieć co się wydarzyło. Spodziewam się, że w ostatnim odcinku będzie dużo się działo, bo siódmy to zapowiada. Na pewno poleje się krew. To może dużo dodać temu serialowi, takie mocne zakończenie. Nadal jest on dobry, aktorstwo, zdjęciowo, muzycznie. Z fabułą grubo przesadzili.