Dodam coś od siebie w temacie.
Ja akurat jestem #teamdeadlift ale w przeszłości różnie z tym było. Mam jakąś tam wadę postawy i jeszcze przed studiami miałem częste bóle pleców. Jak zaczynałem robić martwe to ból promieniował mi aż do krocza (diagnoza lekarza) - nieprzyjemna sprawa, ale chyba za szybko porwałem się na duże ciężary, a nie siedząc jeszcze mocno w temacie, odstawiłem to ćwiczenie na dłuższy czas. Wróciłem do niego jakieś 5 lat temu i zaczynałem od obciążenia równego połowie masy ciała ~40kg, co może wyglądało śmiesznie, ale baaardzo chciałem wzmocnić sobie plecy, a efekty martwych raczej wszyscy zachwalają. Małymi krokami do przodu - taka zasada powinna chyba przyświecać każdemu ćwiczeniu. Obecnie w seriach podnoszę do 110kg, pilnuję techniki, jednego lub dwóch tygodni przerwy, nie porywam się na żadne max rekordy, a czasami nawet zastępuje to zwykłymi opadami tułowia z talerzem w rękach.
Plecy rosną, bóle generalnie zniknęły, jak cokolwiek boli w trakcie treningu to idę na koniec na rolkę (polecam też na inne partie, od razu przechodzi!), a kontuzje częściej łapię, jak źle śpię

Oczywiście, jak mam przerwę w treningach, np. miesiąc, to od razu zaczynam się łamać, mięśnie pleców trzymają jednak moją wadę postawy w ryzach...
Ale na koniec dodam, że faktycznie nie każde ćwiczenie jest dla każdego. U mnie na przykład kiepsko z przysiadami, technika ok, ale nawet bez większych ciężarów szybko zaczynam czuć coś w plecach a mięśnie nie palą tak jak powinny... za to wykroki - tutaj jest ogień. Także każdy musi jednak trochę patrzeć na siebie, a nie tylko robić to co zachwalają inni
