Przeniose z tematu forumogadkowego:
*Napisałem to wszystko i tak wiedząc, że nie zrozumiecie, ale może jak przylecicie do USA (mimo, że odradzam bo tipy trzeba zostawiać) to zaciśniecie poślady i coś kelnerom zostawicie.
No i widzisz, nadal nic nie rozumiesz. Wiec po kolei:
- ja zostawiam napiwki, nawet w Irlandii. Jedyny wyjatek to jak mi obsluga albo jedzenie nie pasuje (ale jak mi nie pasuje jedzenie to po prostu mowie to kelnerowi). Daje tez napiwki kolesiowi, ktory mi przywiozl pizze, chinczykowi z takeawaya ktory doskonale pamieta ze lubie extra spicy a zona nie chce dodatkowego MSG, taksowkarzowi a nawet fryzjerce. Ale daje te napiwki nie dlatego, ze jest to ode mnie oczekiwane, ale w ramach docenieniania tego, jak zostalem obsluzony, ze koles od pizzy nie walil w drzi piesciami a chinczyk przywital mnie z usmiechem.
- te przymusowe napiwki w NY mnie az tak nie bolaly, bo bylem tam akurat sluzbowo i to nie ja placilem. Po prostu cale zjawisko jest dla mnie czyms niezrozumialym.
Zreszta wyglada na to, ze nie tylko dla mnie.- caly system uwazam za chory dlatego, ze obecnie wyglada to tak, ze jestem sobie kolesiem z restauracja, zatrudniam kelnerow i mowie im: sluchaj, bede wam placic 5 USD za godzine zamiast ustawowych 13, ale u mnie w knajpie mozecie z napiwkow wyciagnac 150-200USD na dzien. Na serio nie dostrzegasz w tym patologii? Poki to bedzie sie utrzymywac, poty kelnerzy beda zarabiac po 5USD/godzine, bo przeciez "reszta bedzie z tipow" i kolo zamkniete. A wszystko sluzy nie tym kelnerom czy klientom, tylko kolesiowi, ktory placi swoim pracownikom duzo mniej niz powinien.
To jest coś z czym bardzo często kelnerzy u mnie się borykają. Polacy w Czikago na wakacjach idą do restauracji. Jest ich w sumie 10 - mąż, żona, dwójka dzieci z czego jedno niemowlę, teściowie i znajomi teściów. Wszystkich trzeba przywitać, usadzić, rozdać karty, przynieść wodę
Sorki, ale tutaj to juz kompletnie poplynales. Pomine juz to, ze opisujesz "Polakow w Czikago na wakacjach idących do restauracji" - bo jestem pewien, ze rownie czesto tak samo zachowuja sie Amerykanie z dziada pradziada bez wasow i konotacji z polska cebula. Dodam od siebie jeszcze cos co mnie bardzo zdziwilo:
"Drugi powód jest taki, że amerykanie przychodzą w 10 osób i na koniec proszą o oddzielne rachunki. Każdy płaci za swoje żarcie i zostawia dolara lub dwa bo tak mu wychodzi z obliczeń (zazwyczaj zostawia się 15%). Kelnerka zostaje z $10 napiwku a nabiega się jak dzika." - serio kazdy placi za siebie tyle ile mu wyszlo? Zdziwiony jestem, bo zarowno w Irlandii jak i w Polsce w przypadku takich wyjsc zawsze dzieli sie rachunek na rowno (czyli wyszlo np. 380EUR na 10 osob, to kazdy zostawia po 38 EUR + jakis napiwek (zazwyczaj w takim wypadku zaaokragla sie w gore) i nikt nie sprawdza czy zjadl za te 38EUR czy moze ktos zamowil sobie steka i jeszcze wino do obiadu a ja zladlem tylko salatke i popijalem woda z kranu. Zwyczajowo rozklada sie rachunek po rowno na wszystkich, bez wyliczania ile ktos powinien zaplacic. Natomiast tego ze "Kelnerka zostaje z $10 napiwku a nabiega się jak dzika" to juz kompletnie nie rozumiem - przeciez praca kelnera polega na tym, zeby "biegac jak dziki", bo za to wlasnie wlasciciel restauracji placi pensje, to jest czesc zawodu.
Dostawanie napiwkow jest fajne, ale uzaleznianie swojej pracy od tego ze te napiwki sie dostanie "bo sie nalezy" - to jest chore podejscie. Mi sie zwyczajnie ten "zwyczaj" a raczej podejscie do tego, jakie jest prezentowane w USA nie podoba. Zdecydowanie wole podejscie jakie jest we Wloszech czy Hiszpani (gdzie dostajesz na dzien dobry jakies przekaski jeszcze przed starterami) za ktore placisz jakas konkretna sume, a ewentualny dodatkowy napiwek to kwestia uznaniowa, czy podejscie z Irlandii czy Wielkiej Brytani, gdzie obsluga owszem liczy na napiwek, ale nie ma presji spolecznej czy oczekiwania ze ten napiwek musisz dac bo inaczej wyjdziesz na gbura, chama i prostaka.
Jeszcze jedna rzecz mi sie przypomniala a propos - ci nieszczesni boye hotelowi czy inni consierge w hotelach wyzszej klasy. Kilka lat temu hotele musialy zaczac placic im duzo wiecej, bo nagle liczba chetnych do pracy mocno sie zmniejszyla a ci, ktorzy pracowali szybko zmieniali prace na inna. Powodem bylo upowszechnienie kart kredytowych - goscie zaczeli za hotele placic karta i nagle napiwki sie mocno skurczyly (dlatego zreszta na rachunkach w hotelowych restauracjach zawsze jest pozycja "gratitude" w ktorej mozna wpisac ile sie chce dac napiwku) - bo gosc nie musial juz miec przy sobie gotowki zeby zameldowac sie w hotelu, nie mial wiec tez drobnych zeby dac boyowi do lapy gdy ten pokazal mu pokoj.
Nie moge sie wprost doczekac az w USA upowszechni sie Apple Pay w knajpach i ludzie przestana nosic przy sobie zwitki banknotow 1 dolarowych i cwiercentowek i zaczna placic telefonem. Zreszta wlasnie to placenie karta (glownie przez turystow) w Nowym Jorku spowodowalo wprowadzenie "zwyczaju" dopisywania 15% tipa do rachunku (ktory tak jak pisze qubar mozna przekreslic i nie placic, ale bedzie to bardzo zle widziane).